W gminie Rewal są trzy szkoły podstawowe, z których dwie mają morskich patronów. To Szkoła Podstawowa im. Leonida Teligi w Niechorzu oraz Szkoła Podstawowa im. Kapitana Konstantego Maciejewicza w Rewalu. Również przedszkola mają charakter morski. W Rewalu najmłodszym patronuje Bałtycki Morświnek, natomiast w Niechorzu Sindbad Żeglarz.

Kiedyś często odwiedzałem te szkoły i publikowałem swoje wrażenia na łamach czasopisma „Klif”, ukazującego się wówczas w gminie Rewal. Teraz też będę tam zaglądał, bowiem wychowanie morskie młodego pokolenia od zawsze leży mi na sercu.

Z redakcyjnego archiwum wyjąłem tekst, który ukazał się z okazji pewnego jubileuszu. To było dwadzieścia lat temu, a jakby wczoraj. Przytaczam we fragmentach, by nie zanudzić czytających.

Pięć lat temu Szkoła Podstawowa w Rewalu otrzymała imię kapitana żeglugi wielkiej Konstantego Maciejewicza. Pięć lat? Wydaje się, że to było wczoraj. No tak, uczniowie, którzy z rąk pani dyrektor przejęli nowy wówczas sztandar szkoły, dziś zbliżają się do pełnoletności. Zmieniła się też rewalska placówka – została przekształcona w Zespół Szkół Sportowych składający się z przedszkola, podstawówki, gimnazjum, a w niedalekiej przyszłości także z liceum.

Dyrektor Wanda Szukała-Błachuta zapewniała wielokrotnie, że zadba o zachowanie morskiego charakteru szkoły, że Kapitan Kapitanów pozostanie patronem. Przekazuję te zapewnienia synowi kapitana Maciejewicza, Olgierdowi, gdy dowiaduje się, że hala sportowa w Rewalu została wybudowana i sport stał się oczkiem w głowie wójtów. Dodaję, że te zmiany w rewalskiej oświacie to nic złego. Taka jest potrzeba chwili, a stworzenie zespołu szkół ma być panaceum na kryzys finansowy dotykający boleśnie polski system edukacji.

Razem z inżynierem Maciejewiczem jadę ze Szczecina do Rewala na uroczystość pięciolecia nadania szkole imienia jednej z najbardziej znamienitych postaci wśród polskich wilków morskich.

– Ojciec zawsze był zwolennikiem sportowego wychowania młodego pokolenia – przypomina inżynier Maciejewicz. – W szkole morskiej nie było miejsca dla fajtłapy czy ofermy. Pierwsze kroki przyszły marynarz stawiał na pokładzie szkolnego żaglowca. Kandydat musiał być silny i gibki. Inaczej nie poradził sobie na wantach i rejach.

– Niegdyś statki były z drewna, a marynarze z żelaza. Dziś niestety jest odwrotnie – mruczę pod nosem, bo nie wypada chwalić się, że „Znaczy kapitana” znam na pamięć.

– Niestety – wtóruje mi syn kapitana.

I po chwili mówi z nadzieją:

– Może da się pogodzić nową szkołę, sport i tradycje morskie.

Inżynier Olgierd Maciejewicz potwierdza, że trzeba być aktywnym przez całe życie. Rocznik 1926, dziś jest na emeryturze. Uprawia działkę, udziela się w parafialnym Caritasie, zbiera znaczki z papieżem Janem Pawłem II, ma bardzo duży zbiór (1500 sztuk) okolicznościowych stempli pocztowych z Ojcem Świętym. Nade wszystko jednak kolekcjonuje wszystko, co ma związek ze słynnym tatą, Kapitanem Kapitanów, a także całą rodziną Maciejewiczów, od kilku pokoleń związaną z morzem – dokumenty, zdjęcia, notatki, książki, różne pamiątkowe przedmioty.

W pewnym momencie senior rodu (jego starszy brat Konstanty zmarł kilka lat temu) zamilkł, zamyślił się i nagle stwierdził:

– Nie zgadnie pan, co mi się dzisiaj śniło?

– Nawet nie próbuję – odrzekłem zgodnie z prawdą.

– Stocznia, pochylnia i statek budowany według mojego projektu. Proszę sobie wyobrazić, że od wewnątrz wyłożono go cegłami. Tłumaczyłem, pokazywałem obliczenia, przekonywałem, że są znacznie lżejsze i trwalsze materiały do ocieplenia i wykończenia, a stoczniowcy uparli się na cegły. Okropny sen.

– Może proroczy? – pytam. – Może oznaczać odbudowę przemysłu stoczniowego, albo całej gospodarki morskiej.

– Bardzo bym chciał – usłyszałem w odpowiedzi.

Inżynier Maciejewicz całe życie przepracował w Stoczni Szczecińskiej, w biurze konstrukcyjnym, dokonując najtrudniejszych obliczeń, dzięki którym stalowe kolosy nafaszerowane najnowocześniejszą techniką pływają po dziś dzień po morzach i oceanach.

– To przecież niemożliwe, wbrew naturze, by taka kupa złomu utrzymywała się na powierzchni wody – żartuję licząc, że pan Olgierd odpowie na zaczepkę i zacznie snuć wspomnienia. Bo sen mara – Bóg wiara, i rzeczywiście gospodarka morska powstanie jak Feniks z popiołów, ale na razie tylko tyle z niej pozostało – pamięć o pięknych czasach i wspaniałych ludziach. I to trzeba ocalić i ofiarować najmłodszym. Niech zabiorą w lepsze czasy obraz polskich stoczni, polskich statków. Niech wiedzą, że byliśmy kiedyś krajem z maciupeńkim skrawkiem wybrzeża, gdzie wioska rybacka stała się wielkim portem, i gdzie łatwo było snuć wizję Polskę od morza do morza. Dziś kraj z 500-kilometrowym brzegiem nie szanuje tego, co zyskał prawie 60 lat temu. I dlatego inżynier Olgierd Maciejewicz, mimo słusznego wieku, chętnie jeździ do „rodzinnych” szkół i krzewi morskie tradycje.

Prócz szkoły w Rewalu, imię kapitana Konstantego Maciejewicza nosi Szkoła Podstawowa nr 56 w Szczecinie, Pogotowie Opiekuńcze na Łabędziej także w Szczecinie, szkoły w Stepnicy i Kołobrzegu. I tylko w szczecińskiej Alma Mater Mariniensis propozycja nadania imienia Kapitana Kapitanów rozbija się o mur obojętności.

Za chwilę jednak uśmiecha się promiennie, bo dojeżdżamy do szkoły w Rewalu ozdobionej flagami kodu morskiego, a w drzwiach wita nas dyrektor Wanda Szukała-Błachuta wraz z grupą uczniów zwanych tutaj wilczkami morskimi, ubranych galowo. Istotnym elementem stroju są kołnierze marynarskie.

– Czy pani wie, co napisaliście przy pomocy flag sygnałowych (każda odpowiada konkretnej literze alfabetu – przyp. red.) – pytam panią dyrektor.

– Mam nadzieję, że żadne świństwa – odpowiada.

– Ja też mam taką nadzieję.

Wstyd powiedzieć, ale już nie pamiętam abecadła morskiego, które instruktor wbijał nam do głowy na kursie żeglarskim.

Rozpoczyna się uroczystość. Inżynier Olgierd Maciejewicz zajmuje honorowe miejsce w pierwszym rzędzie, na wprost szkolnego chóru, który właśnie szykuje się do występu.

Wśród zaproszonych gości delegacje szkół, którym patronuje kapitan Konstanty Maciejewicz (niektóre przyjechały z pocztami sztandarowymi), przedstawiciele Szczecińskiego Związku Żeglarskiego, zajmującego się edukacją morską, z Wiesławem Seidlerem na czele. Są nauczyciele i uczniowie ze szkół w Niechorzu i Pobierowie.

Uroczystość przygotowana przez uczniów, pod kierunkiem Elżbiety Tworek, Edyty Nowak-Majdzińskiej, Lucyny Dudys, Lidii Kondarewicz i Aliny Pawłowskiej, potoczyła się wartko.

Rozpoczęła Magda Jaszczuk w imieniu samorządu uczniowskiego, składając raport dyrekcji szkoły. Następnie uczniowie przypomnieli sylwetkę kapitana Konstantego Maciejewicza. – Nie wszystkie szkoły mają szczęście posiadać tak niezwykłego patrona – stwierdzili. Na koniec tej części uroczystości złożono wiązankę kwiatów pod tablicą pamiątkową przy wejściu do szkoły.

Po krótkiej przerwie przedstawiono inscenizację o tematyce morskiej z udziałem chóru oraz referat na temat historii Rewala, w którą – jak się okazało – są uwikłani również Kozacy i żołnierze napoleońscy.

Nieodłącznym elementem morskiego święta w rewalskiej szkole jest pasowanie pierwszoklasistów na „marynarzy”. Tak było i tym razem. Najmłodsi uczniowie zostali poddani kilku próbom, które zdali celująco. Szli po linie jak po sznurku, rzucali bardzo celnie do koła ratunkowego, nie trafiając w żadnego z gości woreczkami z grochem i z bohaterską miną łykali plasterki cytryny.

– Wszyscy przeszli próbę i teraz są wilczkami morskimi – orzekła pani dyrektor. I otrzymała czapkę marynarską wraz z życzeniem, by „była naszym kapitanem”.

Potem przemawiali zaproszeni goście, a na zakończenie młodzież fotografowała się z inżynierem Maciejewiczem.