Nie ma nic gorszego od pisania do szuflady.

Grafomani piszą dla samego pisania i odkładają na stosik, nie myśląc nawet o druku. Czasem taką literaturę zwaną postem wrzucają do internetu.

Zawodowcy, jak mawiał Stanisław Dygat, piszą dla pieniędzy i szlag ich trafia, gdy swojego dzieła nie mogą wydać, ani tekstu wydrukować.

Nie inaczej jest z wywiadami na zamówienie redakcji. Napisałem ich sporo, większość została opublikowana m.in. w „Obserwatorze Morskim”. Niektóre jednak przepadły podczas autoryzacji, jak na przykład z Andrzejem Podlasińskim, prezesem Zachodniopomorskiego Klastra Morskiego w Szczecinie. Odrzucał kolejne wersje, o co nie mam nawet cienia pretensji, bowiem wywiad miał służyć promocji Klastra. Gdy tekst nabrał kształtu ostatecznego, Andrzej zachorował i zmarł niestety, a nowy prezes, też Andrzej, nie był zainteresowany współpracą.

I tak oto mamy wywiady z szuflady, a raczej niewielkie fragmenty, gdyż większość informacji zawartych w wypowiedziach Andrzeja Podlasińskiego była aktualna tylko wówczas – w połowie drugiej dekady.

Wywiad w pierwszej wersji miał taki początek:

– Panie prezesie, jest w Szczecinie przemysł stoczniowy, czy nie ma?

Co za pytanie!

– Rzecz w tym, że co innego widzę, a co innego słyszę i czytam.

– Zupełnie jak u Laskowika. To taka polska choroba. Przewlekła, bo zdiagnozowana już pod koniec lat czterdziestych.

Interlokutor odrzucił tę konwencję. Zbyt lekko o poważnych sprawach – stwierdził.

Powstała zatem druga wersja. Tak się zaczynała:

Pogadamy? Jest trochę tematów do omówienia.

– Zawsze. Chętnie. Ale nie dzisiaj. Za godzinę muszę być w parku przemysłowym.

To znaczy gdzie?

– Trudno się przyzwyczaić do nowej sytuacji, prawda? Szczeciński Park Przemysłowy, czyli tereny dawnej stoczni. Przyjeżdżają Norwegowie, chcą zobaczyć co i jak, bo zastanawiają się nad przeniesieniem swojej produkcji do Szczecina.

Zachodniopomorski Klaster Morski zajmuje się takimi sprawami?

– Oczywiście. Wszystkimi, które służą interesom firm członkowskich klastra, a SPP do nich należy.

Ciekawe, na co liczy firma norweska?

– Oczekuje, że będzie lepiej, taniej i bliżej. Tereny przemysłowe w Szczecinie mają ten potencjał. Trzeba tylko inwestować. Unia Europejska będzie nam pomagać.

Podobno w odbudowie trzech stoczni: „Warskiego”, Porty Holding i „Nowej”.

– Dobry żart, ale w tym przypadku tynfa niewart.

No nie, tak nie można rozmawiać o poważnych sprawach – powiedział prezes Klastra.


Ostatecznie wywiad zaczynał się tak:

Rok temu w Urzędzie Marszałkowskim odbyło się spotkanie poświęcone możliwościom rozwoju przemysłu między innymi na terenach po- i -okołostoczniowych. W pewnym momencie dyskusja zeszła na brak fachowców w tej branży. Marszałek Olgierd Geblewicz wówczas powiedział: „Dobre kadry rozwijają się w dobrym otoczeniu. Niestety mamy dwa światy – nauki i szkolnictwa wyższego oraz gospodarki, ich drogi rozeszły się dawno temu. Na pewno mamy możliwości, by dyskontować rentę geograficzną. Musimy znowu uczyć młodych ludzi produkcji. Jesteśmy do dyspozycji przedsiębiorców, zawsze gotowi do pomocy, ale biznesu nie zastąpimy”.

– Marszałek dobrze powiedział. Jeśli tylko politycy nie będą przeszkadzać, mieszać w głowach urojonymi pomysłami pod publiczkę, to biznes wcześniej czy później rozwiąże swoje problemy. Po to właśnie powstają i działają klastry, które zajmują się najważniejszymi sprawami konkretnych branż.

Przykład nam najbliższy – Zachodniopomorski Klaster Morski. Czym się zajmuje?

– Przypomnę, że powstał w czerwcu 2008 roku. Obecnie liczy 94 członków związanych z gospodarką morską, także z województw ościennych i ze Śląska. Z naszym klastrem związała się także Akademia Morska, Zachodniopomorski Uniwersytet Technologiczny i Gmina Miasto Szczecin.

Miasto? Czy to w związku z „tolszipami”?

– Klaster współpracuje z samorządem w kwestii promocji naszego miasta i regionu, ale głównie chodzi o udział w renomowanych targach i konferencjach morskich. Jednak najważniejsze zadanie tego układu to reforma lokalnego szkolnictwa zawodowego, a właściwie technicznego, gdyż takiego określenia należy dzisiaj używać. Przemysł powoli się rozkręca, może przyjmować coraz więcej zleceń, ale przeszkodą jest brak fachowców. To poważny problem, wynikający głównie ze złej organizacji szkolnictwa na tym poziomie. O jego kształcie centralnie decyduje resort oświaty, najczęściej w oderwaniu od regionalnej i lokalnej rzeczywistości. Natomiast naszym zdaniem szkoły powinny, ba – muszą, uczyć według zapotrzebowania przemysłu na danym terenie. Tak jest na Zachodzie, gdzie taki system sprawdza się od wielu lat.